czwartek, 25 listopada 2010

Wacław Korabiewicz „Mato Grosso”


Książkę oceniam jako przeciętną, choć napisana jest bardzo żywym i ciekawym językiem. Czyta się ją łatwo i przyjemnie, jednak nie o tym chciałbym tutaj napisać. Wacław Korabiewicz opisuje swoją przygodę, którą przeżył w czasie podroży do Pantanalu, jednego z najdzikszych zakątków świata. 

Podróż w głąb dżungli brazylijskiej odbył w latach 40-tych, czyli kawał czasu temu. Ciekawie opisuje podejście do otaczającej go przyrody. Bezmyślne zabijanie zwierząt tylko dla zabawy było wtedy na porządku dziennym, jak również zabijanie takich gatunków, które już wtedy były pod ścisłą ochroną. 

Otaczające bogactwo fauny i flory wydawało się być nieśmiertelne, albo bohaterowie tej przygody byli tak krótkowzroczni i bezmyślni w swoim działaniu. Dzięki takiemu postępowaniu, dziś jest niezwykle mało takich miejsc na ziemi, a te które zostały, już nie są tymi samymi miejscami, w których na każdym kroku człowiek miał okazję doświadczyć dzikiej i nieokiełznanej przyrody. 

Czytając tę książkę miałem wrażenie jakbym wrócił do starych powieści Bunscha odnoszących się do czasów średniowiecza, w których opisywał polskie bory, obfitujące w jelenie, dziki i niedźwiedzie. Korabiewicz opisuje znacznie bliższe nam czasy w sensie chronologicznym, a jednocześnie tak odległe pod względem zmian, jakie nastąpiły na naszej planecie. Warto się nad tym zastanowić! Książka ta, przede wszystkim pokazuje, jak wiele zależy od naszego postępowania i jak nieuniknione i zgubne są konsekwencje bezmyślnego działania człowieka (TZ).

1 komentarz:

  1. Mam takie same odczucia, jak Klub Darien - bezmyślna rzeź! Jedynie Korabiewicz przejawia ludzkie odruchy, ale nie potępia swoich kompanów. Takie były czasy.

    OdpowiedzUsuń