Dawno dawno temu... :) a konkretnie w roku 1998 na zjeździe do autostrady pod Niceą spotkali się trzej autostopowicze z Polski. Jeden z Gdańska - Łukasz Czeszumski i dwaj z Żyrardowa ( Tomek Zakrzewski oraz jego towarzysz "Odol"). Jak to podczas spotkania na autostopie bywa - wymienili między sobą kilka zdań. I już mieli się rozejść, gdy naraz obok nich zatrzymał się samochód, a kierowca zgodził się ich wszystkich razem zabrać do Nicei (gość był naprawdę równy - razem trzech facetów i trzy wielkie plecaki po których w tamtych czasach poznawało się polskich turystów).
Dojechaliśmy razem do samego centrum Nicei. Tam zorganizowaliśmy sobie, jako że zbliżał się zmrok nocleg, oczywiście na dziko. Wieczór spędziliśmy przy posiłku (zorganizowanym na jakimś trawniku na przedmieściach miasta) i rozmawiając wiele godzin o swoich podróżniczych aspiracjach.
Zabawna to była rozmowa. Byliśmy dopiero licealistami, którzy wybrali się na wakacje w Europie Zachodniej bez grosza przy duszy, poznając kraje autostopową wędrówką, jedząc to co się ze sobą przywiozło w puszkach, to co kupiło się na przecenie w supermarketach albo wogóle nie jedząc. Tymczasem tego wieczora rozprawialiśmy o podróżach na dalekie kontynenty, o ambitnych wyprawach w nieznane, w góry i dżungle, o rejsach żaglowcami po oceanach, o całej masie podróżniczych snów które mogły być wtedy tylko snami.
Następnego ranka wyszliśmy na autostradę i pojechaliśmy różnymi stopami - każdy w swoją stronę. Tomek i Odol już wracali do Polski przez Niemcy, a ja miałem jeszcze mało i pojechałem zwiedzać Monaco (gdzie jak się przekonałem naocznie, każdego obszarpanego trampa pilnuje przynajmniej czterech policjantów).
Mijały lata. Skończyliśmy studia, czasem spotykaliśmy się na sylwestra albo na jakiejś podróży
(jak przejazd z Polski do Egiptu drogą lądową w wakacje 2001). Wielkie plany podróżnicze musiały poczekać, przygniecione prozą życia.
Mnie prędko wywiało w świat. Odbyło się to dość pokrętną drogą - przez Francję, Stany, do Ameryki Południowej. Podróżowałem po Amerykach oraz Azji (Iran, Afganistan, Pakistan, Indie) utrzymując się z pracy jako dziennikarz-freelancer.
Osiadłem na stałe w Boliwii. Dzięki właściwie przypadkowemu poznaniu przez Internet Michała z Krakowa (i jego witrynę "Twardziele") zacząłem pilotować wycieczki dla turystów po Ameryce Południowej. Poza wyprawami dalej robiłem reportaże dla prasy, a na własną rękę podróżowałem w rejonie, poznając i starając się zrozumieć odmienne warunki dżungli czy gór (przykład tych pierwszych kroków na kontynencie to mój reportaż z "pierwszego razu w dżungli").
W tym czasie Tomek rozpoczynał w Polsce swoją prawniczą karierę.
Jeździłem po krajach AP, ale zwykła turystyka już nudziła mnie. Najbardziej podobały mi się wyjazdy, które niosły najwięcej przygody, które prowadziły w rejony dzikie i mało znane. Przełomem była szczególnie wyprawa "Spływ Amazonką" w 2005 (wyprawa opisana w tej relacji).
Moją fascynacją oraz specjalizacją stało się organizowanie wyjazdów typu "adventure" - turystyka rozumiana jako organizowanie nietypowych, nastawionych na maksymalną przygodę i autentyczność przeżyć podróży dla prywatnych klientów. To mnie zaczęło coraz bardziej wciągać mimo, iż jest to bardzo wąska i specjalistyczna dziedzina w obliczu komercyjnej turystyki masowej. Stwierdziłem jednak, że satysfakcja klientów z przeżycia "przygody życia" jest warta próby spopularyzowania tego typu wyjazdów również w Polsce.
Zacząłem tworzyć swoje własne programy. Pierwszym z nich była wyprawa na zamówienie - trekking do zagubionych w dżungli ruin Vilcabamby w Peru. Pojechałem tam z gośćmi, z którymi tak nam się spodobało wspólne podróżowanie, że stworzyliśmy klub podróżniczy "Globalpenetrator" (była świetna ekipa i wielkie przygody, ale był też spektakularny i bardzo niskiej klasy koniec...).
Pamiątkowe zdjęcie z penetratorami - w Panamie, jednym z moich ulubionych krajów
Po kilku latach wyjechałem z Boliwii, pomieszkałem trochę w Panamie, potem wyruszyłem w kilkumiesięczną podróż do Azji. Do tej podróży dołączył Tomek, który chciał w końcu odpocząć od monotonii prawniczego życia. Podczas tej podróży zaczęliśmy snuć pierwsze plany wspólnych wyjazdów w przyszłości.
Z Tomkiem w Azji:
Po powrocie do USA założyłem Chalcon Line, firmę zajmującą się organizowaniem ekspedycji - wyjazdów nastawionych na ekstremalne przeżycia. Oferta była z tych mocniejszych - kursy survivalu, przejścia przez Borneo czy dżunglę amazońską, trekkingi w Andach i tym podobne. Chalcon jednak był tylko kolejnym krokiem do pomysłu, na który wpadliśmy już w Tomkiem. Postanowiliśmy stworzyć coś szerszego i bardziej otwartego - Klub Podróżników. Miejsce dla każdego, kto marzy o wielkiej przygodzie, o egzotycznych podróżach, kto jednak zamiast wyjazdu z biurem podróży łaknie dreszczu emocji i prawdziwych przeżyć nieskalibrowanych nastawieniem na masówkę i komercję.
W roku 2009 zorganizowaliśmy dwie pierwsze oficjalne wyprawy Klubu. Pierwszą był trekking szlakiem "Miast Zaginionych" w Peru RELACJA.
Drugą - kolejny "Spływ Amazonką" zwiedzając Peru, część Brazylii oraz Wenezuelę (z tej wypraw możesz poczytać relacje o niektórych jej fragmentach np. DŻUNGLA czy RORAIMA).
To były świetne, pełne wrażeń i przeżyć wyprawy. Zapewniały dokładnie to, co było naszym zamiarem (było kilka błędów, lecz człowiek na nich tylko się więcej nauczył). Poszliśmy za ciosem. Przygotowaliśmy plany na kolejny rok - dwie wyprawy i jedną ekspedycję (wyprawy dla ludzi normalnych i ekspedycja dla survivalowców), własnymi siłami zrobiliśmy stronę internetową, i zaczęliśmy szukać chętnych na przeżycie przygód w Ameryce Południowej.
Te wyjazdy pokazały nam, że kroczymy właściwą drogą. Wyprawy były świetne, udało nam się na nich zebrać i stworzyć bardzo zgrane ekipy ludzi.
Z ostatniej wyprawy do Peru -
Wiemy bowiem, że na udaną wyprawę składa się wiele czynników, które muszą ze sobą współgrać. Interesujące miejsca, ciekawe aktywności, najlepszy pilot, to wszystko nie zda się na nic, jeśli wybór towarzyszy podróży będzie przypadkowy, a ich oczekiwania rozbieżne.
Co można dodać więcej w tym momencie? Historia Klubu Darien dopiero się w końcu rozpoczyna. Podróże przygodowe to wynik naszej pasji i fascynacji, ale również pasji i fascynacji ludzi, którzy z nami jeżdżą. Stare chińskie powiedzenie mówi, że "nie mury tworzą miasto, lecz ludzie". Wszyscy razem, my oraz ciekawe kraje i ciekawe aktywności tworzymy nasz mały świat przygody, który nazwaliśmy Klub Darien.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz