poniedziałek, 3 grudnia 2012

Zjazd powyprawowy w Konstancinie-Jeziorna


Już w niecałe dwa miesiące od zakończenia wyprawy Vilcabamba, cała grupa spotkała się w komplecie. A nawet w powiększonym składzie, ponieważ dołączyły do nas dwie fantastyczne dziewczyny - Paulina i Ola. Podczas andrzejkowej imprezy w Warszawie bawili się z nami również Kasia i Bartek.

Wszystko zaczęło się jeszcze w piątek kiedy część grupy udała się na wspólną kolację, a potem ruszyła w miasto. Najpierw był Bar Warszawski, potem Skład Butelek na Pradze, a finisz w mieszkaniu Karoliny. W mieszkaniu dopiero się zaczęło. Położyliśmy się niemal o świcie, dlatego spaliśmy nie za wiele. Impreza była na tyle intensywna, że niestety nie zachowały się z niej żadne zdjęcia.

Kolejnego dnia zjedliśmy śniadanie w centrum, gdzie znaleźliśmy potwierdzenie przysłowia, że świat jest bardzo mały, bo przypadkowo spotkaliśmy tam Anię i Bartka. Po południu ruszyliśmy do Konstancina, gdzie mieszka Piotr.

To co Piotr zgotował na nasze powitanie przeszło najśmielsze oczekiwania. W kominku napalone, w izbie cieplusieńko, stół pięknie nakryty niczym dla weselnych gości, jedzenie królewskie, pokoje przygotowane na poddaszu, w nich tlące się zapachowe świece dodają klimatu i uroku rodem z nocy poślubnej pary nowożeńców. Dodatkowo czeka szereg atrakcji, że trudno zdecydować się co wybrać na początek.

Rafał rozstawia swój kącik didżeja.


Choć nie byliśmy specjalnie głodni to zaczęliśmy od obiadu, bo jedzenie wyglądało bardzo apetycznie.




 Potem był pokaz filmów z ostatniej wyprawy i ekspedycji.



Kaj - syn Piotra był bardziej zachwycony projektorem, a dokładniej rzuconym na ścianę światłem, aniżeli samą prezentacją.


Wreszcie przyszedł czas na tańce czyli właściwą część imprezy.


Maria z powodzeniem testuje repertuar swoich najbardziej nieprzeniknionych wyrazów twarzy.

 Karolina niemal nie rozstaje się z butelką ulubionego przez siebie rumu Medellin.


Piotr co chwilę otwiera nową butelkę swojej ukochanej Riojy.


A impreza trwa w najlepsze


Taka mała buteleczka, a tyle można z niej wycisnąć.


Koneserzy mocniejszych trunków nie mają powodów do narzekań. W końcu to ekipa Darien, więc żadnego alkoholu nie może zabraknąć.



Piotr z Olą dają popis tanecznego kunsztu.


Przychodzi wreszcie czas na starcie gigantów, czy Real Madryd kontra Barcelona w wydaniu klubowym:)


Proszę proszę, jest i sędzie główny!


Zmiana stron przyniosła również zmianę wyniku doprowadzając do wyrównania.


Potem znowu tańce


I zacięty bój w kalambury, z którego dziewczyny wychodzą zwycięską ręką.



 W niedzielę po pysznym i treściwym śniadaniu, obejrzeniu zdjęć i filmów z wyprawy, udaliśmy się na spacer i zwiedzanie Konstancina. 


Miejscowe tężnie.


Park


Przyszedł czas na rosół, czyli małe co nieco w pięknie zaaranżowanej restauracji w pofabrycznej zabudowie, a dokładnie w miejscu gdzie kiedyś znajdowała się papiernia.


Klub Darien jak zwykle nie próżnował - oto pozostałości tylko z jednego wieczora, tym razem byliśmy nawet grzeczni:)

  

Wielkie podziękowania do wszystkich za to, że znaleźli czas i przyjechali!

Szczególne słowa uznania i podziękowania należą się Piotrowi i Oli, którzy przygotowali wszystko tak, jak nikt nigdy jeszcze dotąd.

Pozdrawiam Was wszystkich i do rychłego zobaczenia,
TZ